Opublikowano

Pixel i jego strachy

Poznajcie Pixela – małego psiaka w typie terriera. Opiekunki Pixela po raz pierwszy skontaktowały się ze mną ponad rok temu, a powodem był lęk separacyjny. Okazało się, że to nie jedyny jego problem. Jesteście ciekawi, co było dalej i jak dziś radzi sobie ten przesympatyczny, wesoły psiak? Czytajcie dalej!

Lęk separacyjny.

Pixela poznałem ponad rok temu. Okoliczności początku naszej przyjaźni były dość poważne – Pixel szczekał pod nieobecność opiekunek, nie potrafił spokojnie odpoczywać w klatce, zdarzało się też, że szczekał w nocy, gdy usłyszał jakieś odgłosy na korytarzu w bloku. Pixel cierpiał na lęk separacyjny, który dawał się we znaki nie tylko opiekunkom, ale też sąsiadom. Nie pomagała też bardzo poważna dysplazja, dolegliwości bólowe i oczekiwanie na zabieg z tym związany. Postanowiłem na początek odczarować klatkę i wprowadzić kilka zmian w codziennym funkcjonowaniu. To był strzał w dziesiątkę. Efekty treningu i pracy opiekunek przyszły dość szybko. Okazało się, że nie zawsze, mimo początkowo dramatycznego obrazka, jaki widzimy, trzeba szukać jakichś wymyślnych i trudnych technik treningowych. Często przepracowanie podstaw z małymi zmianami daje bardzo dobre rezultaty. I co najważniejsze – problemy separacyjne minęły i dziś są tylko wspomnieniem.

Agresja do psów.

Drugim problemem Pixela było agresywne zachowanie w stosunku do innych psów. Pixel potrafił namierzać psy z dużej odległości, mocno ujadać, szczekać i szarpać. Wykazywał przy tym bardzo pewną siebie i ofensywną postawę. Rozpoczęliśmy pracę, jednak początkowo była mało efektywna. Niby lepiej, ale progres był niezadowalający. Co niezwykle ważne, opiekunki Pixela były zdecydowane i zdeterminowane – nie rezygnowały i chciały pracować. W końcu oczekiwane dobre zachowanie Pixela byłoby nie tylko dużą ulgą dla nich, ale też – a może przede wszystkim – Pixel czuł by się znacznie lepiej na codziennych spacerach. Niestety przyszła pandemia i nasza wspólna praca została zawieszona…

Agresja do psów – ostatnie starcie?

Miesiąc temu opiekunki Pixela zadzwoniły znowu. Jego zachowanie w stosunku do innych psów pogorszyło się na tyle, że wychodzenie z nim na zwykły, codzienny spacer było ogromnym wyzwaniem i stresem. Pixel nie odpuszczał, szczekał i rzucał się na większość psów, minięcie innego czworonoga na chodniku stało się walką o przetrwanie.

Spotkaliśmy się ponownie, tym razem jednak zmieniłem strategię. W myśl zasady im mniej, tym więcej, wróciłem do podstaw i do najprostszej techniki treningowej jaka przyszła mi do głowy. Wykorzystaliśmy przy tym kliker i smakołyki, za którymi Pixel przepada – jego motywacja pokarmowa była ogromnym atutem i to pozwoliło na zapalenie światełka w tunelu. Już na pierwszym treningu udało nam się minąć psa w bardzo niewielkiej odległości bez szczekania. To było naprawdę fantastyczne doświadczenie. Ustaliliśmy plan działania – prosty, nieskomplikowany, zrozumiały dla opiekunek i dla Pixela.

Nasze drugie spotkanie, tuż przed świętami, to ogromna niespodzianka i bardzo dobre wiadomości. Pixel zaczął znowu wychodzić na dalsze spacery, a opiekunki czują się zupełnie komfortowo. Udało się sprawić, żeby Pixel zajął się czymś innym niż szczekanie i szukanie “wrogów”. Nie oznacza to końca pracy, bo przed Pixelem jeszcze sporo wyzwań, ale jego stres znacznie spadł, jest rozluźniony i radzi sobie w coraz trudniejszych sytuacjach.

Agresja Pixela jest typowym problemem o podłożu lękowym. Naszym głównym celem jest zmiana emocji związanych z obecnością innego psa, a także zaangażowanie w inną czynność, która niesie frajdę i radość. Dzięki temu stopniowo odwrażliwiamy strachy Pixela związane z innymi czworonogami. Dziś wszystko idzie w dobrym kierunku, a ja trzymam mocno kciuki za Pixela i jego opiekunki. Najważniejsze to się nie poddawać i nie stać w miejscu – tylko systematyczną pracą możesz dać swojemu psu lepsze życie.

Krzysztof Miszkiel

Spod Znaku Psa

Opublikowano

Rusz głową! Zabawy z kształtowaniem.

Szukając pomysłów na zabawy z psem, warto czasem sięgnąć po najprostsze i często nieco zapomniane sposoby. Jednym z nich jest kształtowanie.

Kształtowanie to gra z psem, którą kierują takie same zasady jak w dziecięcej zabawie w „Ciepło-zimno”. Przy kształtowaniu niezbędny będzie marker nagrody – kliker (najczęściej używany – przeczytaj więcej o klikerze klikając TUTAJ) albo słowo, które oznacza nagrodę i daje psu informację, że udało mu się wykonać zadanie. Dźwięk klikera ma dla psa takie samo znaczenie, jak słowo „ciepło” – prowadzi psa krok po kroku do wykonania zadania.

Jak zacząć?

Kształtowanie rozpoczynamy od postawienia przed psem zadania. Na początku szukamy wyzwań bardzo prostych, tak, aby pies miał szansę zrozumieć reguły gry. Zbyt trudne zadanie może prowadzić do nadmiernej frustracji i rezygnacji ze współpracy, a przecież mamy się dobrze bawić! Na rozpoczęcie pracy z kształtowaniem proponuję np. wejście na kocyk lub inne wyznaczone miejsce, włożenie głowy do kartonu czy wejście do pudła. Później przyjdzie czas na dotykanie łapami przedmiotów, aportowanie, podawanie rzeczy upuszczonych na ziemię czy inne trudniejsze zadania.

Zadaniem przewodnika jest dać psu znać za każdym razem, kiedy pies inicjuje zachowanie/ruch zmierzający do wykonania zadania. Tak więc na samym początku nie oczekujemy, że pies od razu wejdzie do kartonowego pudła. Zaznaczmy klikerem i nagradzamy np. spojrzenie w kierunku pudła. Po 2-3 powtórzeniach tego zachowania zaczynamy oczekiwać czegoś więcej, np. kilkamy i nagradzamy, gdy pies zrobi krok w stronę kartonu. Następnie chcemy, by zajrzał do środka itd. – krok za krokiem, za pomocą nagród prowadzimy psa do wykonania założonego celu. Pamiętamy jednak, by nie nagradzać psa za bierność lub zbyt długo za ten sam etap – brak nagrody to nasze „zimno”.

Kiedy pies nie chce…

Kształtowanie jest procesem trudnym dla psa, szczególnie, gdy nie ma on zbyt wielu umiejętności. Jeśli nigdy wcześniej nie uczyliśmy psa np. sztuczek, zapewne będzie on miał duży problem by rozpocząć samodzielne oferowanie zachowań – a o to właśnie chodzi w kształtowaniu. Pies sam musi domyślić się, czego oczekujemy i za co właściwie dostaje nagrody. Mało tego, musi być zmobilizowany, aby z każdym krokiem dawać z siebie jeszcze więcej. Problemy z zabawą w kształtowanie mogą mieć też psy mało aktywne, lękliwe i wycofane. Dużo łatwiej będzie pracować z psem aktywnym i żywiołowym, choć przy zbyt długim braku nagrody zaangażowanie i chęć dalszej pracy z człowiekiem może stopniowo spadać. Dlatego przy kształtowaniu ważna jest odpowiednia motywacja, komunikacja i zbudowane podstawy współpracy. Przyda się też przemyślenie zadania, jakie stawiamy przed czworonogiem i rozłożenie go na jak najmniejsze elementy – wtedy będziemy mieć więcej szans na nagrodzenie psa za wszystkie małe kroczki.

Wielu opiekunów, szczególnie początkujących, również może mieć problemy z kształtowaniem. Nasza opiekuńcza natura często popycha nas do tego, żeby psu ułatwiać, podpowiadać, a nawet rozwiązywać problemy za nasze czworonogi. Ale kształtowanie to właśnie otwieranie psa, przekazanie mu inwencji, oddanie możliwości działania – to nie przewodnik rozwiązuje zadanie, ale pies!

Spróbuj, bo warto!

Taki sposób zabawy sprawia, że psy chętniej angażują się we współpracę z opiekunem. Uczą się samodzielności, odwagi i pewności siebie. Kształtowanie świetnie rozwija umiejętności mentalne, pozwala psu myśleć samodzielnie i angażować się w swojego rodzaju kreatywne rozwiązywanie problemów, które przed nim stawiamy. Spróbuj i Ty!

Krzysztof Miszkiel

Spod Znaku Psa

Opublikowano

Psie przygody – spacerowe pułapki

Pierwszy ciepły promień słońca zajrzał do okna. Była godzina 8.30. Delikatnie muskał zamknięte powieki i połyskującą w świetle sierść psa. Otworzyłem oczy, psiaki radośnie, lecz leniwie zamachały ogonami. Zapowiada się słoneczny dzień – pomyślałem.

Godzinę później siedzieliśmy już całą trójką w samochodzie. Jak każdego wolnego dnia, tak i tym razem należało nadrobić kilometry. Spacer psu się po prostu należy!

Piękne pola, dookoła las, łąki i niezliczone ścieżki. Sielanka trwała w najlepsze, a psiaki biegały szczęśliwe. W końcu mogły być naprawdę sobą! Węszyły, krążyły, czasami zatrzymywały się i wpatrywały w zieloną przestrzeń dookoła. Na pewno widziały więcej niż ja, ale mogłem się tego jedynie domyślać obserwując ruchy ich nozdrzy.

Wtem spostrzegłem coś w trawie na ścieżce. Błysnęło niczym diament, a może dobrze wypolerowana szabla. Z zaciekawieniem podszedłem bliżej. Tak, to szkło. Ubita szyjka butelki po szlacheckim trunku. Obok leżały pozostałości rozbite na drobne kawałeczki. Ech, na pewno jakiemuś szanowanemu szlachcicowi wypadło z plecaka… Cóż za niemiłą niespodziankę będzie miał ów człek zorientowawszy się co stracił… Tyle trunku ulane dla Matki Ziemi!

Po kilku westchnieniach i wyrazach smutku nad losem wędrowca i jego trunkiem, rozejrzałem się za moimi psami. Na szczęście biegały niedaleko, ale na tyle zajęte swoimi sprawami, że rozbite szkło nie było dla nich zagrożeniem. Pomyślałem, że ktoś powinien się tym zająć. Ale kto?…

Wróciwszy do domu, usiadłem do obiadu. Jednak ten spokojny dzień nie był taki jak zwykle. Wciąż kołatały mi w głowie myśli: „a co, gdyby to pies znalazł to szkło?” „a co, gdyby rozciął łapę?” „a jak jakieś maleńkie książęce dzieciątko potknie się i spadnie na tę szyjkę butelki twarzą?”

Po obiedzie i zasłużonym wypoczynku raz jeszcze zabrałem psy i wróciłem w tę samą okolicę. Tym razem jednak zabrałem ze sobą rękawiczkę i reklamówkę z nadrukowanym ropuchem. Niewielką, lecz wystarczającą, żeby ewakuować niebezpieczne znalezisko.

Ponownie wybrałem tę samą ścieżkę – nie jest to zwyczajowa lokalna arteria spacerowa, raczej ubocze, wydeptana ścieżka biegnąca łąką wśród traw i krzaków. Tym razem jednak jakby mój wzrok się wyostrzył. Zacząłem zauważać inne dziwne przedmioty, których miejsce na pewno nie jest na łące. Liczne kapsle, plastikowe butelki, paczki po cygarach, folie po czekoladowych słodkościach, pety, puszki, amelinium… A nawet czyjaś skarpeta! Zacząłem zbierać wszystko do torby z ropuchem, która niespodziewanie szybko wypełniła się zagubionymi szlacheckimi artefaktami. Oczywiście nie mogłem pominąć najbardziej niebezpiecznego diamentu, jakim była ubita szyjka butelki.

Gdy wróciłem do dyliżansu, spojrzałem na torbę pełną rzeczy. To nie szlachic zgubił. To smutni ludzie bez wyobraźni… Smutni ludzie – pomyślałem…

Krzysztof Miszkiel

Spod Znaku Psa

Opublikowano

Pies w upały.

W tym roku mamy bardzo upalne lato. W ostatnich tygodniach we Wrocławiu (tu, gdzie mieszkam) temperatury często mocno przekraczają 30 stopni i to w cieniu! Zarówno dla nas jak i dla naszych czworonogów takie gorące dni nie są komfortowe (wiem wiem, zawsze znajdzie się ktoś, kto uwielbia ten czas 😉 ).

Jak zadbać o nasze zwierzęta w tym okresie?

Po pierwsze chłodzenie.

Trzeba uświadomić sobie, w jaki sposób chłodzą się psy. My, ludzie, nadmiar ciepła  tracimy przez pocenie się. Psy nie mają takiej możliwości, a ich termoregulacja jest znacznie słabsza niż ludzka. Psy się nie pocą. Chłodzenie organizmu psa odbywa się w większości przez pysk, dysząc i zwiększając częstotliwość oddechu. Jedynym miejscem na ciele psa, które ma możliwość oddawania potu, to psie poduszki łap. Jednak ilość potu, którą jest w stanie w ten sposób oddać zwierzę jest niewielka.

Tutaj muszę zwrócić uwagę na kwestię kagańca dla psów, które muszą go nosić. Kaganiec powinien umożliwiać otwarcie pyska i swobodne dyszenie, w innym wypadku w trakcie upału może on być bardzo niebezpieczny dla naszego pupila. Oczywiście na rynku może dziś bez żadnego problemu zakupić kaganiec tzw. fizjologiczny, który spełnia swoją rolę uniemożliwiając potencjalne gryzienie, a jednocześnie zapewnia komfort, pozwala psu dyszeć, a nawet pić czy pobierać smakołyki.

Po drugie asfalt.

Temperatura rozgrzanego asfaltu może być bardzo wysoka i zwyczajnie poparzyć psie łapy. Będzie to bardzo bolesne i będzie się długo goić. Lepiej wybierać spacery po trawnikach niż zabierać psa na wędrówki po centrum miasta.

Po trzecie sierść.

Część opiekunów uważa, że na lato dobrze jest psa ostrzyc, aby futro go tak nie grzało. Nie do końca jest to dobry pomysł. Oczywiście warto usuwać nadmiar podszerstka specjalnymi szczotkami, natomiast samo skracanie sierści może prowadzić do przeciwnego skutku i sprawić, że pies będzie się nagrzewał szybciej. Sierść i powietrze między włosiem stanowią naturalną ochronę przed słońcem, nadmiernym przegrzaniem i szkodliwym promieniowaniem. Do tego zbyt krótko przystrzyżona może prowadzić do poparzeń delikatnej psiej skóry.

Po czwarte spacery.

Osobiście jestem zdania, że w upalne dni warto zrezygnować z regularnych spacerów i ograniczyć je do niezbędnego minimum. Oczywiście śmiało można zabrać psiaka na dłużej np. wcześnie rano, kiedy słońce jeszcze tak nie praży, albo późnym wieczorem. Jednak wyciąganie psa na pełne słońce w dzień uważam za niezbyt rozsądny pomysł. Jeśli macie w pobliżu zbiornik wodny, to myślę, że większość czworonogów nie pogardzi także taką kąpielą, która przyniesie mu ulgę i chwilę radości J

Po piąte i ostatnie: woda.

Pamiętajcie, aby w lato zawsze zabierać ze sobą wodę i miskę dla psa.

Krzysztof Miszkiel

Spod Znaku Psa

Opublikowano

Okiem behawiorysty: Gdy właściciel mówi NIE.

Gdy jadę na pierwsze spotkanie do psa, z którym ma  pracować, mam ustalony wstępny plan działania. Ten plan jest ułożony na podstawie wywiadu behawioralnego i mojego doświadczenia. Po przepracowaniu pewnie ok. 2 tysięcy przypadków i z bagażem doświadczeń, jestem w stanie wyciągać trafne wnioski po zadaniu opiekunowi kilki istotnych z mojego punktu widzenia pytań. Oczywiście dopiero spotkanie ze zwierzęciem i opiekunem daje klarowny obraz sytuacji, nie mniej jednak w 8-9 przypadkach na 10 moje wcześniejsze założenia są zgodne z tym, co mogę zaobserwować na żywo.

Do każdego przypadku podchodzę indywidualnie. Po analizie informacji, które otrzymuję od opiekuna, rozpisuję sobie wstępnie zalecenia. Zalecenia te to sprawdzone, skuteczne metody pracy z psem, dostosowane do jego możliwości i umiejętności, często rozplanowane na kilka spotkań i kilka tygodni treningów. Tak, aby każdy, kto do mnie trafia był w stanie zalecenia przepracować w określonym czasie. Ale… Trzeba chcieć. Praca z psem często wymaga zmian. Zmian nawyków opiekuna, zmian organizacyjnych w domu, zmian w funkcjonowaniu rodziny. Czasami niewielkich, czasami większych. Praca terapeutyczna wymaga wysiłku, czasu i systematyczności.

Zdarza się, że właściciel słysząc zalecenia mówi NIE. Tego się nie da zrobić, tamtego nie jesteśmy w stanie, ta rzecz wiązałaby się ze zmianą trudną do zaakceptowania. A co stanowi tak ogromną trudność? Zwykle są to dwie sprawy: pierwsza to zaspokojenie naturalnych potrzeb psa takich jak regularne spacery, trening mentalny, potrzeba eksploracji czy odpoczynku, co wiąże się ze zmianą „rozkładu jazdy” dnia, a druga to ograniczenia, jak np. ograniczenie przestrzeni, ograniczenie dostępu do zasobów czy ograniczenie aktywności w domu.

Kiedyś szukałem alternatyw, kompromisów. Szukałem na siłę zadowolenia klienta. Chciałem, aby klient zawsze czuł się komfortowo, co doprowadzało do poczucia, że przecież wykonał pracę, ale nie ma rezultatów. Do wniosku, że pies jest taki, jaki jest i że nic się nie da z tym zrobić.

Dziś wiem, że kompromis, to porażka każdej ze stron. Nikt tutaj nie zwycięża. Opiekun – bo nie uzyskuje skutku, jaki sobie założyliśmy, pies – bo zazwyczaj nie czuje się dobrze w sytuacji, w jakiej przyszło mu funkcjonować, a wreszcie ja – bo nie pomogłem i mam na koncie niezadowolonego klienta.

Dziś, po 10 latach pracy z psami i z ich ludźmi wiem, że terapia behawioralna to materia, w której nie ma miejsca na kompromisy. Zdarza mi się stawiać klientów pod ścianą. Jeśli słyszę NIE, odpowiadam, ok. To nie. Nie podejmuję z państwem współpracy. Dlaczego? Dlatego, że dla mnie ostatecznie najważniejszy jest pies, który zazwyczaj w jakiś sposób cierpi. Przestałem brać na swoje barki odpowiedzialność za całe zło psiego świata.

Pamiętaj: to Ty, który jesteś opiekunem czworonoga odpowiadasz za niego od początku do końca. Odpowiadasz też za to, kiedy się nie dogadujecie. Zwykle mogę Ci w takiej sytuacji pomóc, ale jeśli sam nie jesteś gotowy podjąć wysiłku, to nikt tego za Ciebie nie zrobi.

Krzysztof Miszkiel

Spod Znaku Psa

Opublikowano 2 komentarze

Tyle powrotów, ile wyjść – o przygodach słów kilka.

Kilka dni temu Facebook pokazał mi przypominajkę sprzed 5 lat – nocne zawody doktrekkingowe na Jurze.
Koniecznie przeczytajcie!

“Macie czasem poczucie pełnej kontroli nad sytuacją? Czy Wasze psy podczas spacerów są z Wami zawsze bezpieczne? Sądzicie, że nic nie może się wydarzyć? Czytajcie dalej.

Wczoraj brałem udział w zawodach dogtrekkingowych. Ci, którzy mnie znają wiedzą, że chucham i dmucham na swoje psy. Niektórzy nie raz pukali się w głowę widząc jaką apteczkę zabieram ze sobą na jakiekolwiek wypady z psami.
Przed startem nic nie zapowiadało, żeby te zawody miały być inne niż poprzednie: dobry humor nie opuszczał, psy zdawały się być pełne energii, byłem lekko podkręcony, bo na nocne zawody czekałem od dawna. Wydawało się, że wszystko to w zasadzie formalność.

Nie dalej jak 2 km po starcie Czekan zasłabł. Najprawdopodobniej z przegrzania. Nie stracił przytomności, ale położył się i nie mógł wstać, ciężko dyszał, śluzówki miał w kolorze buraka. Tętno szybsze, ale nie jakoś tragicznie. W zasadzie natychmiast po szybkim przeglądzie i próbie postawienia go na nogi wiedziałem, że zawody dla mnie się skończyły. Po schłodzeniu wodą, wysmarowaniu dziąseł miodem i ponad 20 minutowym odpoczynku wstał.

Zaczęliśmy wracać. Po kilkunastu metrach znowu zaległ. Odpoczywaliśmy. Wiedziałem, że nie jest tragicznie, ale dalsza próba jakiegokolwiek wysiłku może skończyć się źle. Po prawie godzinie (!) dotarliśmy z powrotem na miejsce startu do biura zawodów, gdzie poprosiłem o pomoc lekarza weterynarii.

Termometr pokazał ponad 40 st. C. Razem z panią wet zaprowadziliśmy Czekana do stawu, gdzie stopniowo schładzaliśmy go wodą. Odpoczął, pół godziny później temperatura spadła do 38,8 st C. Widziałem, że Czekan odzyskuje siły i że jest ok.

Zastanawiam się, czy można było tego uniknąć? Moim zdaniem nie. Nic nie wskazywało na to, że może wydarzyć się coś złego. Mam poczucie, że nie popełniłem żadnego błędu, nie podchodzę do tych zawodów ambicjonalnie, nie walczę o miejsca, nie stało się nic, co mogłoby wpłynąć na moją złą ocenę kondycji psów, temperatura na dworze nie była specjalnie wysoka.

Na zawodach zapewniona jest pomoc lekarzy wet, każdy uczestnik dostaje awaryjny nr tel. i może poprosić o zwózkę z trasy w razie problemów z psem lub z sobą.

A teraz analogiczna sytuacja: właśnie wybraliście się na spacer do lasu, w góry, gdziekolwiek. Nie mówię o jakichś dużych odległościach, ale załóżmy, że macie do samochodu i najbliższej drogi 3 km. Wasz pies nagle z jakiegoś powodu opada z sił. Nie weźmiecie go na ręce, bo waży 30 kg. Co możecie zrobić?

Pogotowie nie przyjedzie, weterynarz również. W takiej sytuacji jesteście zdani wyłącznie na siebie. Tylko Wasze umiejętności, wiedza i to co macie przy sobie w plecaku może pomóc wam kupić trochę czasu. To od Was samych zależy, na ile Wasz pies jest bezpieczny. Zadbajcie o to. Zadbajcie o zdrowie i bezpieczeństwo Waszych psów.

Absolutnie zachęcam każdego do udziału w kursach pierwszej pomocy dla psów. Czasami nie trzeba wiele, żeby stracić kontrolę, nie można przewidzieć wszystkiego. To wyłącznie w Waszych rękach leży zdrowie i być może życie Waszych futrzastych przyjaciół!
P.S.: z Czekanem już wszystko OK.”

Ta historia sprawiła, że jeszcze większy nacisk kładę na to, żeby każdy wyjazd z psami i każdy spacer był bezpieczny.
Dziś nawet wychodząc do pobliskiego parku z reguły mam przy sobie apteczkę “minimum”.

Krzysztof Miszkiel

Spod Znaku Psa

Opublikowano

Bezpieczeństwo psa w samochodzie

Przyznam szczerze, że ten temat wraca mi w głowie bardzo często.

Zaczynając od podstaw – art. 60 pkt. 1 (1) Prawa o ruchu drogowym mówi:
“Zabrania się używania pojazdu w sposób zagrażający bezpieczeństwu osoby znajdującej się w pojeździe lub poza nim”. Ten przepis obliguje nas do przewożenia zwierząt w sposób niezagrażający kierowcy lub pasażerom, a co za tym idzie raczej nie powinno się przewozić zwierząt w samochodzie luzem (choć z praktyki wynika, że mandatu za to raczej nie dostaniemy, mimo, że przepisy dają taką możliwość).

Co to oznacza w praktyce?

Nasz pupil w samochodzie powinien być zabezpieczony przed swobodnym poruszaniem się wewnątrz pojazdu.

Trzeba też wziąć pod uwagę, że w przypadku nagłego zatrzymania pojazdu, np. wskutek uderzenia w przeszkodę, z prędkości 50-60 km/h masa psa wzrasta trzydziestokrotnie (!).
Wyobraź sobie, że Twój 10 kilogramowy pies nagle staje się pociskiem o wadze 300 kg, który uderza Cię w tył głowy… Skutki będą raczej przewidywalne. Dlatego zastanawiając się nad tym, jak zabezpieczyć zwierzę w aucie, trzeba myśleć też o swoim własnym bezpieczeństwie, a nie tylko o komforcie pupila.

Mamy tutaj kilka możliwości: bagażnik oddzielony od kabiny, klatka lub transporter albo przypięcie psa w szelkach (oczywiście można przypiąć psa w obroży, ale takie rozwiązanie raczej nie będzie dla niego bezpieczne).

Pojawia się pytanie: która z tych możliwości będzie najbezpieczniejsza? I tu zaczynają się wątpliwości. Poniżej postaram się napisać wam plusy i minusy poszczególnych rozwiązań.

Pies luzem w bagażniku samochodu.

Jeśli przestrzeń bagażnika jest oddzielona od przestrzeni pasażerskiej, to kwestię bezpieczeństwa dla ludzi mamy załatwioną. Z reguły wielkość bagażnika będzie niewspółmierna do wielkości psa, a co za tym idzie pies będzie narażony na nagłe “latanie” po bagażniku. Mamy na rynku dostępne specjalne maty, które mogą ten efekt zniwelować, a dodatkowo można też psa przypiąć w szelkach. Należy tutaj pamiętać, że nie będziemy mieć w trakcie jazdy kontroli nad tym, czy np. nasz pupil nie zaplątał się w smycz albo nie wyciągnął łapy z szelek. W przypadku uderzenia innego pojazdu w tył samochodu pies będzie dość mocno narażony na skutki takiego zdarzenia. Zwrócę tu jednak uwagę na łatwość dostępu do psa – można go swobodnie wybrać z pojazdu zarówno przez klapę bagażnika, przez szyby a także od strony kabiny pasażerskiej, co stanowi niewątpliwie plus takiego rozwiązania. Oczywiście plusem jest także czystość tylnej kanapy.

Pies w klatce w bagażniku.

Z punktu widzenia bezpieczeństwa psiaka, to rozwiązanie wydaje się najlepsze. Ograniczona przestrzeń sprawia, że pies w razie wypadku nie poobija się tak mocno, jakby był luzem. Dodatkowo służby wyciągną z samochodu całą klatkę, co pozwoli uniknąć ewentualnej ucieczki albo pogryzienia ratowników. Dodatkowo dobrej jakości klatka chroni zwierzaka przed bezpośrednimi skutkami uderzenia. Jednak to rozwiązanie ma jeden poważny mankament. Większość klatek jesteśmy w stanie włożyć i wyciągnąć z samochodu wyłącznie przez otwór bagażnika. W przypadku zablokowania klapy dostęp do zwierzęcia staje się praktycznie niemożliwy. Łatwo sobie wyobrazić sytuację, gdy np. samochód zaczyna płonąć, co wbrew pozorom nie jest sytuacją rzadką. Klatki nie oferują bezpiecznej drogi ucieczki.

I tutaj mała dygresja. Osobiście uważam, że ten sposób transportu jest najbardziej optymalny jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Jednak z powodu braku bezpiecznej drogi ucieczki najczęściej wożę klatkę z drzwiczkami skierowanymi do kabiny pasażerskiej. To pozwala na dostęp do psów z wewnątrz samochodu, jednak sprawia, że jeden z największych kombi na rynku staje się autem dwuosobowym praktycznie pozbawionym przestrzeni bagażowej.

Pies w szelkach przypięty na tylnej kanapie.

W małych samochodach to często jedyne możliwe rozwiązanie. Ułatwieniem mogą być specjalne maty, które pozwolą zachować samochód w czystości, a jednocześnie nieco oddzielą psa od przedniej części samochodu. Dodatkowo mamy tutaj bardzo łatwy i szybki dostęp do zwierzaka. Trzeba zastanowić się jednak w jaki sposób
przypiąć zwierzę, aby nie stanowiło zagrożenia dla pasażerów. Na rynku istnieje cała masa wpinek do pasa, taśm z karabińczykami i innych rozwiązań. Jednak biorąc pod uwagę fakt, z jaką siłą mamy do czynienia w przypadku nagłego zatrzymania pojazdu, skuteczność większości dostępnych rozwiązań wydaje się mocno wątpliwa. Osobiście używam czasami takiego rozwiązania, gdy nie mogę korzystać z klatki, bo np. potrzebuję dużej przestrzeni bagażowej. Jednak używam do tego celu wyłącznie karabinków i taśm alpinistycznych spełniających normy do użytku we wspinaczce sportowej. Karabinek da się podpiąć praktycznie w każdy uchwyt przy mocowaniu wpięcia pasa bezpieczeństwa. To daje mi niemal pewność, że taśma, na której mógłbym zawiesić samochód raczej utrzyma siłę i ciężar mojego psa. Pozostaje chyba najsłabsze ogniwo całego systemu – szelki. I tutaj znowu odbijamy się od wątpliwej jakości materiałów. Nylonowe taśmy bez atestu, metalowe kółeczka – łączniki, które potrafią pękać podczas zwykłego spaceru czy plastikowe sprzączki są raczej atrapą, aniżeli stanowią realne zabezpieczenie psiaka. I niestety, ostatnim czasem przeglądając ten segment psich artykułów, nie znalazłem ani jednego produkt, który nie wzbudziłby moich wątpliwości względem jakości i bezpieczeństwa… (Jeśli znacie, albo posiadacie świetne i bezpieczne szelki samochodowe dla psa, koniecznie podzielcie się tym faktem w komentarzu!)

Transporter na tylnej kanapie też jest rozwiązaniem stosowanym przez wiele osób. Plusy takiego rozwiązania są takie same jak przy klatce, jednak należy pamiętać o tym, aby transporter został odpowiednio zabezpieczony i aby w przypadku hamowania nie stanowił zagrożenia dla osoby z przodu pojazdu.

Klatki materiałowe stanowią pomoc w sensie ograniczenia przestrzeni dla psa, jednak same w sobie nie wpływają na bezpieczeństwo podczas kolizji, dlatego nie będę ich zastosowania tutaj omawiać.

Krzysztof Miszkiel

Spod Znaku Psa

Opublikowano

Jak nie zgubić psa na urlopie?

Sezon urlopowy 🏖️🗻 zbliża się wielkimi krokami. Nadchodzi czas wyjazdów 🚙 wakacyjnych, na które razem z nami pojadą nasze czworonogi 🐕. To jest też ten okres w roku, gdzie dochodzi do zwiększonej ilości zaginięć psiaków. Podróże z psem zwiększają to ryzyko. W nowym miejscu, którego pies nie zna, prawdopodobnie nie odnajdzie samodzielnie drogi do Twojego hotelu 🏨 czy domku campingowego.

Warto zatem zastanowić się co zrobić, by zminimalizować takie ryzyko, a jednocześnie maksymalnie zwiększyć szanse odnalezienia psa, gdy zdarzy się „utrata łączności”.

Obroża i smycz.

1️⃣ Pierwszą i podstawową rzeczą, na którą koniecznie trzeba zwrócić uwagę to sprzęt, którego używamy na spacerach🚶. Zbyt luźno zapięta obroża albo źle dopasowane szelki mogą być przyczyną bardzo niebezpiecznych zdarzeń. Zadbaj o to, aby to, co ma na sobie Twój kudłaty przyjaciel, było dobrej jakości i dopasowane do jego budowy. ☝️ Nawet najlepsze szelki czy obroża, jeśli będą źle dopasowane, mogą być przyczyną ucieczki. Ważne też, aby smycz, której używamy, była w dobrym stanie. Jeśli Twoja smycz jest gdzieś przetarta, związana z kawałków supłami albo karabińczyk nie działa poprawnie – wymień ją. Koszt 💰 niewielki, a może uratować psu życie.

Adresówka.

2️⃣ Druga, moim zdaniem absolutnie niezbędna rzecz, to adresówka 🔠. Adresówka na obroży pozwalana na szybki kontakt z właścicielem w przypadku znalezienia błąkającego się psiaka. Dane, które koniecznie powinny się znaleźć na adresówce to aktualny numer telefonu ☎️, a najlepiej także alternatywny inny numer do kogoś z rodziny albo zaufanej osoby. Trzeba też zwrócić uwagę, aby numer kontaktowy był poprzedzony numerem kierunkowym kraju, w Polsce to (+48) 🇵🇱. Zadbaj, by informacje były czytelne dla każdego, kto mógłby znaleźć Twojego psa.

Adresówki są różne: od plastikowych tzw. laminatów grawerskich, przez metalowe blaszki, zakręcane pojemniczki czy po prostu numer telefonu wyhaftowany na obroży. Pamiętaj, żeby zaczep adresówki był trwały, aby łatwo go nie zerwać 💪. Zakręcane pojemniczki też trzeba dobrze zabezpieczyć, gdyż lubią się samoistnie odkręcać. Osobiście polecam metalowe blaszki wraz z solidnymi zaczepami albo po prostu wyhaftowany numer na obroży.

Mikrochip.

3️⃣ Może się jednak zdarzyć, że Twój psiak z jakiegoś powodu zgubi obrożę. Wtedy pojawia się trzeci niezbędny element służący identyfikacji pupila – mikrochip. Mikrochip jest wielkości ziarenka ryżu 🍚 i jest wszczepiany przez lekarza weterynarii pod skórę zwierzęcia 🐶 w okolicy szyi. Każdy mikrochip posiada swój unikalny numer, który można odczytać specjalnym urządzeniem 📳. Numer ten rejestrujemy w bazach danych, dzięki czemu można zidentyfikować właściciela znalezionego psiaka. Pamiętaj, że mikrochip niezarejestrowany w żadnej bazie jest bezwartościowy! Musisz zadbać o to, aby numer 🔢 mikrochipa znalazł się w jak największej liczbie baz danych, bo niestety nie istnieje jedna centralna ewidencja mikrochipów. Dlatego to od Ciebie zależy, czy znalazca psiaka będzie w stanie do Ciebie dotrzeć i jak szybko odzyskasz swojego czworonoga.

Krzysztof Miszkiel

Spod Znaku Psa

Opublikowano

Od kiedy szkolić psa?

Psy trafiają do naszych domów w różnym wieku. Czasem odbieramy 7-tygodniowe szczenię wprost od hodowcy, czasami pod nasz dach wpada z impetem rozbrykany psi nastolatek, a czasami przygarniamy już dorosłego, starszego czworonoga.

Pierwsze dni w nowym domu zazwyczaj wyglądają podobnie. Najpierw próbujemy twardo trzymać się naszych postanowień, że nie ma spania w łóżku, żebrania przy stole, jedno legowisko, regularne spacery kilka razy dziennie. Ale szybko okazuje się, że słodkie oczka bardzo subtelnie zaczynają nas testować i sprawdzać, jak daleko można przesunąć wyznaczane granice i jak szybko zmięknie nam serce 😉 I najczęściej zostajemy na kompromisie… który zaoferował psiak. O ile akceptujemy ten stan rzeczy, to wszystko jest ok. Ale kiedy nasz futrzak z tygodnia na tydzień coraz bardziej się rozkręca, okres adaptacji mija, wzrasta poczucie bezpieczeństwa i poczucie, że wolno wszystko, zaczynają pojawiać się kłopoty. Niektóre początkowo niewinne, ale zwiastujące poważne problemy z zachowaniem, czego niedoświadczony właściciel niekoniecznie będzie od razu świadomy.

Najczęściej właściciele psów zaczynają szukać pomocy, kiedy przestają sobie radzić z czworonogiem. Często też słychać, że myśleli, że „samo przejdzie”. Nie przeszło. Zwykle jest to moment, gdy psiak ma już całkiem nieźle utrwalone złe nawyki, a im dłużej trwa ten stan, tym trudniej go odkręcić i tym większym przeżyciem będzie dla psa zmiana. To związane jest też ze stresem zarówno u zwierzęcia jak i u opiekuna, który przecież chciał jak najlepiej i miał złote intencje.

A więc kiedy rozpocząć szkolenie?

Jak najszybciej. Jeśli mówimy o szczeniakach, to tak naprawdę można już trenować umiejętności społeczne i budować zasady życia z 8-tygodniowym dzieciakiem. Jeśli mamy starszego psiaka, to także warto rozpocząć pracę od samego początku. Niekoniecznie musi to być typowa praca nad posłuszeństwem, ale właśnie układanie zasad wspólnego życia, wprowadzanie ograniczeń, budowanie rytuałów, które pomogą szybko psu zaadaptować się w nowym domu. Regularne pory posiłków i spacerów, wygodne miejsce do spania, w którym pies czuje się bezpiecznie, trening klatkowy, wskazywanie czasu i miejsca na zabawę i na odpoczynek. Im szybciej tym lepiej. A jeśli pojawiają się jakiekolwiek problemy z zachowaniem – reaguj natychmiast. Pamiętaj, że już kilkukrotna udana próba kradzieży, zdystansowania innego człowieka czy psa, wymuszenia jedzenia, obecności człowieka czy uwagi sprawia, że pies będzie powielał to co zadziałało z coraz większą intensywnością, a wygaszenie takiego zachowania z dnia na dzień będzie coraz trudniejsze.

Krzysztof Miszkiel

Spod Znaku Psa

Opublikowano

Ratunku! Mój pies się ekscytuje, skacze i szczeka!

Spotykasz znajomych i zamiast witać się z nimi, próbujesz zatrzymać psa, żeby na nich nie skakał. Uciszasz go, bo ten szczeka, kręci się i próbuje nachalnie powitać znajomych po swojemu. Znasz to?

Wychodzisz na spacer, a Twój pies dostaje korby, gdy tylko widzi innego psa. Szarpiesz się z nim próbując opanować sytuację i w miarę bezkonfliktowo minąć się z innym psiakiem. Coś Ci to przypomina?

A może gdy odwiedzają Was goście, to pies zawsze musi być na pierwszej linii i wariować. To też nie jest Ci obce?

Czytaj dalej!

Nadmierna ekscytacja, brak opanowania emocji, trudności w koncentracji uwagi, nieumiejętność skupienia się na przewodniku… 

To bardzo częsty kłopot wielu właścicieli psów. Do tego dochodzą kłopoty w treningu podstawowego posłuszeństwa, brak przywołania, ciągnięcie i szarpanie na smyczy. Próbujesz odwracać uwagę smakołykami, zabawkami albo zaangażować psa w jakąś inną czynność, np. przez ulubione sztuczki, które pies kocha robić w domu. Ale widzisz, że to nie działa. Czujesz zmęczenie, frustrację, zawód. Nie rozumiesz dlaczego wszystkie psy dookoła potrafią być grzeczne i miłe, a Twój diabełek daje popalić. Spacery stają się przykrą koniecznością, czujesz wstyd przez sąsiadami i masz poczucie winy, że sobie nie radzisz.

Nie tylko ty. Z tymi problemami zmaga się bardzo wielu właścicieli czworonogów.

Przyczyny takiego stanu rzeczy mogą być bardzo różne. Zaczynając od temperamentu osobniczego psa, na który nasz wpływ jest niewielki, przez pracę hodowcy, socjalizację, wychowanie i proste błędy, które popełnia chyba każdy trzymając w dłoniach małą, cieplutką i bezbronną kulkę sierści z mokrym noskiem 😉 U podstaw takiego zachowania mogą też leżeć kłopoty ze zdrowiem. Nie martw się – jeszcze da się coś zrobić!

Bardzo często w wychowaniu i próbach szkolenia skupiamy się na tym, żeby nagradzać psa za wszystkie proste rzeczy, które nam się podobają. Mamy też tendencję do bagatelizowania pierwszych zachowań zwiastujących przyszłe problemy – gdy piesek jest jeszcze szczeniaczkiem, to podskakiwanie na powitanie wydaje się zupełnie nieszkodliwe i słodkie, tak samo jak niewinne wymuszanie uwagi czy żebranie przy stole.

Pies jednak rośnie, staje się coraz większy, silniejszy i to, co jeszcze wczoraj było zabawne i nawet w pewien sposób przyjemne, nagle staje się uciążliwe i nie do zaakceptowania.

Praca z psem nadpobudliwym, z psem bez samokontroli, nie panującym nad pobudzeniem i ekscytacją, emocjonującym się na wszystko dookoła nie jest łatwa, ale możliwa. Składa się na nią wiele aspektów: od budowania relacji przewodnik-pies, budowania wzajemnego zaufania, przez zrozumienie potrzeb i ich realizację, odpowiedni trening, wyznaczanie granic, posłuszeństwo, zabawę czy naukę spokojnego odpoczynku.

Trening i codzienne budowanie nowych zasad nie są łatwe, szczególnie, gdy pies ma przez lata utrwalone złe nawyki. Wymaga to ogromnej cierpliwości, konsekwencji i systematyczności ze strony człowieka. Musimy być zdecydowani i gotowi na zmiany – tylko wtedy podjęcie trudu ma sens. Codzienne czynności, przynajmniej na początkowym etapie, będą prawdopodobnie zabierać znacznie więcej czasu. Trzeba dać psu szansę na zrozumienie nowych zasad i na wypracowanie nowych schematów postępowania. Niezmiernie ważne jest, aby nie złościć się na psa i nie przerzucać na niego swoich frustracji – to na pewno nie pomoże w budowaniu waszej wspólnej relacji. W oczach psa przewodnik, który nie jest stabilny i przewidywalny, to przewodnik, który nie wie co robić, jest zagubiony i nie należy mu ufać. To też może doprowadzić do sytuacji, gdy pies weźmie odpowiedzialność za Wasze decyzje, ale to niekoniecznie Ci się  spodoba. Cierpliwość i opanowanie są w tym wypadku kluczem do sukcesu. Pamiętaj też, że każda, nawet najmniejsza zmiana w życiu psa jest dla niego trudna i zwierzak musi mieć szansę się z nią oswoić.

Pomimo tego, że każdy pies jest inny, pomimo, że różni są opiekunowie – bardziej lub mnie doświadczeni czy świadomi w kwestii pracy z psami, jest jedna rzecz, która łączy większość z nich: pozwalają podekscytowanemu psu stać z przodu na napiętej smyczy. To oczywiście prowadzi do wycia lub szczekania, które jeszcze bardzie pobudza, dochodzi też do dzikiego skakania i szarpania na smyczy. Do tego pies kontrolując całą przestrzeń dostaje niejako przyzwolenie od przewodnika na takie właśnie zachowanie. Dlatego niezwykle ważną i moim zdaniem absolutnie podstawową umiejętnością przewodnika w pracy z psem nadpobudliwym, jest utrzymanie luźnej smyczy w miejscu. Nie w ruchu, nie chodzenie przy nodze, ale umiejętność zatrzymania siebie i psa sprawiając jednocześnie, że pies nie napina smyczy.

Jak to zrobić? Przede wszystkim Smycz musi być długa. Idealna smycz powinna mieć między 2 a 3 m długości (w zależności od wielkości psa). Jeśli pies zauważa coś, co go nadmiernie pobudza i smycz na całej długości jest napięta, możesz ściągnąć psa do siebie skracając długość smyczy o połowę. Zatrzymujesz psa na krótszej smyczy i dajesz niewielki luz (ale nie wydłużasz smyczy!). Jeśli ten znowu będzie chciał odejść i napnie skróconą do połowy smycz, powtarzasz schemat – ściągasz psa skracając smycz, zatrzymujesz i dajesz niewielki luz. Często na początku, kiedy pies jeszcze nie rozumie o co Ci chodzi, będzie trzeba przytrzymać psa bardzo blisko siebie. Smycz może mieć 5-10 cm i być luźna! Co ważne – nie kontynuuj spaceru, dopóki psiak chociaż na kilkanaście sekund nie zatrzyma się przy Tobie na luźnej smyczy. Będzie to dla niego jasnym komunikatem, że może podziwiać świat, ale bez dzikiego szarpania. Pamiętaj jednak, żeby skracając smycz także nie szarpać psa. Gdy skracasz smycz, pracujesz nią płynnie i stopniowo – ma to przypominać napinanie cięciwy łuku przed strzałem, a nie strzał z bicza. Zrób to najłagodniej jak się tylko da!

To ćwiczenie warto też połączyć z sygnałem uwagi, tak, by pies zaczął zauważać Ciebie na drugim końcu smyczy – wtedy rezultat będzie jeszcze lepszy 🙂

A jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o pracy z psem nadpobudliwym, zapraszam Cię na webinar już w najbliższą środę o godz. 19.00. Kliknij i zarejestruj się na wydarzenie: Webinar: Praca z psem nadpobudliwym.

Krzysztof Miszkiel

Spod Znaku Psa